niedziela, 14 maja 2017

13. Epilog, czyli miłe rozpoczęcie przyszłości.


Obserwując różne dziedziny życia społecznego, potwierdziłaś delikatnym uśmiechem, że świat niekoniecznie musi być czarno-biały. Poprawiając stopy w wysokich, szarych szpilkach, sięgnęła zapełnioną wódką i lemoniadą szklankę od kelnera. Pierwszy raz w życiu byłaś całkowicie szczęśliwa. Beztroskie dzieciństwo bez obecności ojca poszło w zapomnienie. Dawne błędy nie należały już do Ciebie. Fałszywa miłość ze strony zapowiadającego się trenera dziecięcej, warszawskiej drużyny była jak wyrzucona karta do kosza, która dawno trafiła na wysypisko śmieci. Przełykając schłodzony łyk alkoholu, poczułaś zimne ręce na swoich odkrytych ramionach. Za Tobą stała kopia Katarzyny i Adama Nawałków. Młodsza siostra, przez którą nigdy nie mogłaś powiedzieć, że masz nudne życie. Potrafiła zabierać Cię na spacery podczas deszczowych dni i nie pozwalała wychodzić Ci z mieszkania podczas upalnych wakacji, przesuwała wówczas w Twoją stronę pudełko karmelowych albo czekoladowych lodów, wybierając kilka seriali o wielu sezonach. Podczas jej niezdecydowania w wybieraniu drogich, kolorowych, ale nie przypadających Ci do gustu drinków, powróciłaś do wspomnień z tamtego dnia. Miałaś spokojnie wrócić do jego mieszkania. Spędzić wieczór w jego objęciach i zwierzać się z każdej sekundy, które mijały w niewielkim gabinecie, gdzie kręciło się życie zapracowanej psycholog, która potrafiła częściej się śmiać, niż płakać. Mimo, że miałaś ochotę zdjąć wówczas bawełnianą sukienkę z wiązaniem na szyi i pobiec z leżakiem na gorący piasek, jego głos sprawił, że zadrżałaś z zimna, gryząc się w język. Rozpoznał Cię od razu, a przeprowadzka do Francji była równie szybka, jak pędzące metro.

-Widzę, że przekonałaś się, aby pojawić się na wieczorku panieńskim. -siostra wybrała różową słomkę i ułożyła długie palce na blacie obok miseczki z orzechami.

-Chociaż wkrótce nie będę należała do tego grona, nie mogłam ominąć takiej imprezy.

-Wyjdziesz za mąż w przeciągu kilku sekund? -zaśmiała się, poprawiając włosy.

-Wyjdę za mąż, ale pojutrze. -podałaś jej kremową kopertą z pełną wersją jej imienia, którego nienawidziła. -Pamiętaj, że kochanek, mąż, przyjaciel powinien być jedną osobą. -spojrzałaś na nią, nie mogąc uwierzyć, że prawie wypluła zawartość alkoholu na brokatową sukienkę.

***

Wracając do rodzinnego domu, nie potrafiłeś odmówić sobie zabrania kawałka wiśniowego ciasta, które stygło za drewnianym, ciemnym oknem. Mimo, że było późno i ciemno, a majowe ciepło towarzyszyło mieszkańcom, pozwalając na długie wypoczywanie w ogrodzie, podążyłeś tanecznym krokiem w stronę bujanej ławki. Zdejmując stare słuchawki, odpisując na kolejną wiadomość blondynki, zacząłeś odpychać się niebieskimi Adidasami od bruku, dostrzegając w ciemności starszego brata. To on potrafił pocieszać Cię po największej porażce, powtarzając zwykle, że jutro będzie lepiej. W każdej chwili zwątpienia, kazał Ci dążyć do celu, nie zapominając o marzeniach, od których pewnie niektórym mogłaby spuchnąć głowa. Kiedy przez rok chciałeś zostać lekarzem, tłumaczył Ci wszystkie biologiczne i chemiczne zagadnienia. Kiedy zwichnąłeś nogę i musiałeś zapomnieć przez miesiąc o piłce, robił wiele niemożliwych rzeczy na przekór innym, którzy plotkowali, że z Mariusza Stępińskiego nie będzie żadnego piłkarza, a pasja była kolejną, nieodpowiednio dobraną do niego. Walczyłeś z całych sił, ale najtrudniejszą walką była ta sprzed niespełna roku, kiedy od pierwszego wejrzenia zakochałeś się w pasierbicy swojego trenera. W dziewczynie, która była starsza i według sąsiadek, które dawno skończyły osiemdziesiąt lat związek z taką dziewczyną był hańbą. Nie liczyły się ich słowa ani przestrogi, o których wspominały, kiedy tylko Cię widziały. Najważniejszego, że Ty innego życia sobie nie wyobrażałeś i wiedziałeś, że szczęście możesz mieć tylko przy kobiecie, która z płaczem sprzedawała swój motor.

-Co to za nowość, że sam? -brat zatrzymał huśtawkę i usiadł obok z kuflem mocnego, holenderskiego piwa.

-Nie mogę widzieć przyszłej panny młodej przez co najmniej dwadzieścia cztery godziny.

-Stary, ale ty jutro nie ślubujesz, przecież mamy jedenasty maj i nikt o niczym nie wie.

-Właśnie Cię o tym informuję. -podałeś mu kremową kopertę z pełną wersją jego imienia. -Twój prawie dwudziestodwuletni brat jutro będzie miał urodziny, ale także ślub i wesele z chodzącym aniołem.

***

Nie zadurzałaś się codziennie. Jeżeli mężczyzna jest przystojny, a nie jest młodszym o cztery lata brunetem o błękitnych tęczówkach, to nawet nie musi się stroić i wychodzić na miasto, szukając Ciebie wśród tłumu. Twój przyszły mąż był pełen inteligencji, mądrości i cierpliwości. Właśnie o takim człowieku marzyłaś na resztę swojego życia. Gdyby nie on, zostałabyś starą panną, co powtarzał Twój dziadek, kiedy siadałaś na rogu stołu. Chciałaś skromnego wesela z najbliższymi osobami w życiu. Świadkami zostali Zofia z Krzysztofem, a na liście gości oprócz nich znajdowali się rodzice, chrzestni, dziadkowie i najbliżsi przyjaciele, których mogliście wymienić na palcach jednej dłoni. Podczas tego najważniejszego dnia każdy musiał wytrzymać ten czas ze stylem rustykalnym, który wybraliście bez chwili zawahania. Biel, drewno, koronki, nastrojowe lampki, podświetlony napis LOVE, wianek na głowie, który zastąpi długi welon i prosta sukienka to było marzenie od dziecka. Czując jak brunet bierze mnie na ręce i przenosi przez próg starej, drewnianej chaty, z której dało się usłyszeć szum morza w Juracie.


-Maniek, ożeniłeś się z kobietą, która na starość robi się romantyczna. -pocałowałaś go. -Boję się burzy, więc mnie teraz przytul i obiecaj, że za kilkadziesiąt lat, kiedy będę pomarszczona, i moja pamięć będzie mnie zawodzić to przypomnisz mi ten dzień i rok. -zrobiłaś śmieszną minę w stronę kamerzysty i przyczepiłaś napis najlepszy mąż na świecie na jego pachnącej, granatowej marynarce. -Przypomnij mi jaka była pogoda i wspomnij o moich białych trampkach, w których jestem zbyt niska. Kocham Cię całym sercem. -pogłaskałaś go po gładkim policzku. -,,Zwyczajność musi być bliska. Musi koić. Dawać nadzieję. Ona musi się w tej zwyczajności czuć najpiękniejsza, a on musi być supermenem.'' Ten cytat znajdzie się nad naszym łóżkiem, ale najpierw przykręcisz szafkę w łazience, która czeka na Ciebie od miesiąca. -wyszeptałaś na ucho, chowając się w jego ramionach.


 

***

 

Nawet w snach na jej widok miałeś motylki w brzuchu. Niezliczoną ilość motylków. Trzymając mocno drewnianą tacę z pierwszymi literami Waszych imion, usiadłeś na miękkim materacu, poprawiając pogniecione prześcieradło, na którym znajdowały się ostatnie płatki herbacianych róż. Zrzucając z jej ciała leżące czerwone balony w kształcie serca, zacząłeś delikatnie dotykać jej zarumienione policzki ustami. Zaspane, niebieskie tęczówki, w których od razu pojawiła się radość i przywitała Cię śmiechem, wypowiadając swoje nowe nazwisko, dotknęła złotej obrączki na Twoim palcu. Już teraz mogłeś podziękować za miłość, wspólne podróże, za nią, skradającą Ci serce, za wsparcie i akceptowanie Twojej pracy, która od początku była pasją. Przy niej lepiej Ci się oddychało. Nieustannie jej pragnąłeś i porwałeś na całą wieczność, otrzymując przy tym emocje mieszającą się w Tobie jak dobry koktajl, który w wysokiej szklance czekał na rekomendację Twojej żony. Całując ją w czoło, odgarnąłeś z jej twarzy kręcone włosy i opierając ją o swoją klatkę piersiową, ułożyłeś dłonie pod jej biustem. Marzyłeś teraz o jednym. Czuć pod palcami jej szybkie bicie serca, które powodowało ciarki.
 
-Karola, szkoda mi tego łóżka, ale nic nie poradzę, że znowu jesteś za bardzo fantastyczna. -układając dłonie po bokach jej ciała, zbliżyłeś twarz do tej, którą bardziej oświetlały promienie słoneczne. -Przełożyłem zdjęcia na osiemnastą trzydzieści, więc teraz musisz się mną zaopiekować. -zaśmiałeś się cicho, dotykając nosem jej nosa. -Maj namieszał w moim sercu, a Pan Bóg podarował mi najlepszą miłość na świecie. Przypominaj mi o tych łzach na policzkach w każdej chwili, nie będę się wstydził, bo nie wolno się wstydzić takiego uczucia, jak nasze. -ucałowałeś jej malinowe usta, złączając po chwili swoje opalone palce z jej bladymi i zerkając na identyczne obrączki, które były dowodem tego, co przyrzekaliście sobie w wczorajsze, gorące popołudnie.

***
muszę się przyznać, że lubię opisywać śluby.
marzę o swoim najpiękniejszym dniu w życiu.
liczę, że będę tak samo szczęśliwa jak moja imienniczka.
zapraszam na nowy projekt.



sobota, 25 marca 2017

12. Daj sobie z nim spokój.

Na żółtym pasku na dole ekranu przez kilkanaście minut widniała ta sama wiadomość. Tragiczna informacja z centrum stolicy zawładnęła większością dziennikarzy, którzy prowadzili swoje relacje sprzed osiedla, w którym mieszkałaś. Kremowy apartamentowiec z identycznymi jasnobrązowymi balkonami i podziemnymi garażami. Spędziłaś w tamtym miejscu kilka, smutnych miesięcy. Przez większość dni padał deszcz, a słońce potrafiło zagościć na niebie po kilku dniach nieobecności, nie dając Ci żadnego wytłumaczenia. Za drzwiami z numerem dwudziestym trzecim byłaś narzeczoną, której zazdrościli mu nawet starsi sąsiedzi. Gotowałaś w niewielkiej kuchni obiady, prasowałaś codziennie rano stroje treningowe, uczyłaś się do egzaminów, ale także zakładałaś bieliznę, która więcej odkrywała niż zakrywała i czekałaś na jego powrót. Byłaś na każde jego zawołanie. Przez tamten czas czułaś się, jak wróżka, która musi spełniać marzenia chłopca, który dawno przekroczył dwudziesty rok życia. Nie było czym się chwalić przed znajomymi! Wstydziłaś się, że mógł robić z Tobą wszystko, a Ty mu na to pozwalałaś. Zagubiona w labiryncie, wybiegłaś w pewne popołudnie, rozrzucając po całej sypialni schowane woreczki z narkotykami. Z używkami, które były w stanie przekreślić cały związek i pozwolić Ci wyrzucić pierścionek zaręczynowy do zapełnionego kosza na śmieci. Nic nie było w stanie Cię powstrzymać. Uciekłaś, ale teraz byłaś szczęśliwa. Jako jego była partnerka nie zamierzałaś ubierać za chwilę czarnych ubrań. Uwolniłaś się od swojego prześladowcy, od człowieka, który gubił się we własnych zeznaniach. Spoglądając na twarz w okrągłym lustrze, wyłączyłaś telewizor i złożyłaś na suchych wargach Mariusza kolejny i nieostatni pocałunek tego dnia. Zaczęło się nowe życie bez przeszkód.

-Słyszałam, że z samego rana wysłuchujesz jedną, przypadkową piosenkę i się na niej wzorujesz przez dwadzieścia cztery godziny. -założyłaś jego bluzę. -Posłuchamy razem tego utworu, ugotujemy spaghetti z moim ulubionym pomidorowym sosem, a później zaprowadzisz mnie do osiedlowego sklepu i będziemy robić zakupy na następny dzień.

-Pokażę Ci nawet ulubiony plac zabaw, gdzie regeneruję się po przegranym meczu, oddam Ci połowę swojego łóżka i wyłączymy wszystkie alarmy na jutro. -zgasił lampy w całej kawiarni i zaprowadził Cię do samochodu. -Pożyczę Ci swoje okulary przeciwsłoneczne, a w nocy zrobię zdjęcie śpiącej kobiety, wywołam je i powieszę na ścianie w sypialni. -hamując pośpiesznie na czerwonym świetle, wręczył Ci swój napój z dodatkiem lodu.

Nie chciałaś słyszeć o niczym innym. Byłaś szczęśliwa. W pamięci nie istniał mężczyzna o nazwisku Adamiak. Wszystko stanie się lepsze, a być w może w niedalekiej przyszłości Stępiński będzie znał Twoje serce tak samo, jak swoje, a może i znacznie lepiej.


***

Podczas bezsennej nocy, na jej profilu znalazłeś kilka fotografii utrzymanych w tym samym filtrze. Wiedziałeś kim był dla niej zamordowany dwudziestodwulatek, którego matka była psychologiem, a ojciec kierowcą rajdowym, o którym pisali na pierwszych stronach gazet. Ty też nie miałeś czystej przeszłości. Nie chciałeś rozdrapywać ran blondynki. Obiecałeś sobie, że przy Tobie nie wydarzy się jej żadna krzywda. Ubezpieczysz ją od problemów i krętych schodów bez końca. Odkąd spotkałeś ją w maju, zawróciła Ci w głowie, chłonąłeś jej słowa, jak gąbka i byłeś w stanie być jej własnym kołem ratunkowym, które wykorzysta w każdej chwili. Chciałeś, aby w Twoim domu roznosił się zapach jej perfum, na szafce nocnej leżały książki z zakładkami, które samodzielnie ozdabiała. Po prostu mieszkanie bez niej było miejscem, w którym spałeś, samotnie siedziałeś z jedzeniem w jadalni i leżałeś bezczynnie wpatrując w kremowe sufity. Z nią przy boku wszystko było w stanie się zmienić. Półka z płytami mogła powiększyć się o kilka, cennych pozycji. Wieczorem kłócilibyście o wybór programu w telewizji. Kibicowalibyście innym drużynom, a także rozmawiali jak starzy przyjaciele, którzy spotkali się na tej samej drodze po wielu latach. Miało być pozytywnie i piękniej na codzień. Przy Karolinie wschodziło słońce, a po największym deszczu zawsze wychodziłaby najładniejsza tęcza, a rzeczy nierealne, stawałyby się rzeczywistością. Dla dwudziestopięciolatki byłeś w stanie podrzeć propozycję z nowego, zagranicznego klubu i zostać przez następny rok w Chorzowie, ale także mogłeś zaproponować jej wspólne mieszkanie w centrum Nantes, kupić dwa psy albo koty i czekać na jej powroty z kolacją przy świecach. Tylko, że ona przyjmowała romantyzm w drobnej postaci, o to się postarasz, aby na samym końcu nic ją nie zemdliło.

-Mam w lodówce schłodzonego szampana i wino brzoskwiniowe, które znowu będziemy sączyć przez całą noc. -uśmiechnąłeś się na widok zmęczonej blondynki.

-Jeszcze bardziej się w Tobie zakochałam, Maniek. -poklepała Cię po ramieniu i odpłynęła do krainy Morfeusza, która od razu ją do siebie porwała.


***

Przyjmując w gabinecie ostatnią pacjentkę, odetchnęłaś z widoczną ulgą. Trzydziestostopniowy upał, klimatyzja uległa kolejnej awarii, a Tobie powoli kończyła się schłodzona woda. Piętnastolenia Julia przypominała Ciebie z przeszłości. W gimnazjum kochałaś łączyć ubrania i nosić zbyt wielkie bluzy. Przyjrzałaś się uważnie trampkom, na których znajdowały się młodzieżowe skróty. To nie był Twój świat, ale podczas długich przerw, na których powinnaś zjeść tylko drugie śniadanie i obiad, zapamiętywałaś obce Ci dotychczas słowa.

-Uważam, że moi rodzice chcieliby mnie zamknąć w klatce. -ułożyła opalone dłonie na biurku. -Chciałam wyjechać ze stolicy, zacząć szkołę średnią w oddalonym o sto kilometrów liceum artystycznym, ale na siłę muszę zostać tutaj i biegać od września na drugą stronę ulicy.

-Też biegałam, ale na przystanek autobusowy. W życiu człowieka przychodzi taki wiek, że chce się usamodzielnić, wyjechać i zostawić za sobą wszystko. Gwarantuję Ci, że tęskniłabyś za rodzicami, a dwa dni z nimi byłyby jak skrócona doba.

-Traktują mnie, jak dziecko, które nie potrafi chodzić. Gdyby poświęcili mi więcej czasu zauważyliby, że jestem zauroczona chłopakiem, z którym chodziłam do szkoły przez dziewięć lat.

-Zadaj im podstawowe piętnaście pytań o sobie, wypisz je na kartce, a później będzie nam łatwiej rozpracować ten problem. Może po prostu oni zatrzymali się w czasie? Nie chcą, abyś im uciekła w tak młodym wieku. -tymi słowami pożegnałaś się z dziewczyną i zderzyłaś się na wejściu z wysokim brunetem.

Jego biała koszulka raziła w oczy. Mogłaby robić za propozycję u dentysty, który właśnie miałyby wybielać zęby. Zamykając za nim drzwi, zobaczyłaś pierwszą, charakterystyczną cechę. Ten sam sposób poruszania się, prawie niesłyszalny. Siadając na swoim obrotowym krześle, zobaczyłaś tym razem znowu coś, co ich łączyło. Wnikliwe spojrzenie, którym mógłby poparzyć ciało i przebić się na wylot. Błękitne tęczówki, które były w stanie zobaczyć najmniejszy drobiazg, taki jak delikatny pyłek kurzu na kaktusie w zielonej doniczce.

-Chciałem Cię ostrzeć. -zdjął przeciwsłoneczne okulary, które wsunął na krótkie włosy. -Do Chorzowa wróciła kobieta, która potrafi zamienić się w bombę.

-Możesz prościej, Krzysiek.

-Była z moim bratem już dwa razy, potrafi go obręcić wokół małego palca, a on tańczy tak jak ona zagra.

-Bitwy ze mną nikt nie potrafi wygrać. Obiecuję Ci, że Maniek nie straci mózgu i jadę jutro kibicować mu na meczu. -wyjęłaś z torby koszulkę Ruchu.

***

Wybiegając z hali poczułeś się w jak najgorszym koszmarze, z którego się wybudzisz z kropelkami potu i przerażeniem. Powrót dwudziestolatki, która towarzyszyła Ci na Gali Ekstraklasy wzbudził wstręt do jej osoby. Może wówczas żaden mężczyzna nie potrafił oderwać wzroku od jej wyglądu. Krótka, biała sukienka z wyciętym dekoldem robiła wrażenie nawet na Tobie. Zaprosiłeś ją tylko, aby nie siedzieć samotnie i nie zazdrościć kolegom, że mają szczęśliwe życie z dziewczynami albo żonami. Jednak nie byłeś w stanie zagwarantować jej ponownie związku. Nie zasłużyła na Twoją trzecią, cenną szansę. Uciekłeś na zgrupowanie do Juraty. Maj okazał się miesiącem, w którym straciłeś głowę dla blondynki, która miała takiego samego bzika na punkcie piłce nożnej. Stojąc przy uchylonych drzwiach od jej gabinetu, zacisnąłeś mocniej dłoń na komplecie drugich kluczy. Miałeś je dzisiaj wręczyć. Dłużej nie chciałeś związku na odległość, jednak na kanapie obok Karoliny siedziała jej siostra. Zośka właśnie szukała czegoś na ogromnym tablecie z pozłacającą obudową.

-Hej. Mam do wynajęcie mieszkanie, które co dopiero zostało wykończone. Ze względu na moje wyjazdy i najbliższą przeprowadzkę, z bólem serca muszę oddać je w dobre ręce. -przeczytała głośno i potrząsnęła mocno ramieniem dwudziestopięciolatki. -Okłamuje Cię.

-Nie wiedziałam, że tak dokładnie śledzisz jego profile społecznościowe.

-Karola, to dla Twojego dobra. Nie pozwolę, żeby kolejny Cię wykorzystywał. -rzuciła urządzenie na miękki koc. -Daj sobie z nim spokój, na pewno nic by Ci nie powiedział, chociaż za to łóżko, nawet ja mogłabym się szeroko uśmiechnąć.

-Zośka, wyjdź i zostaw mi to ogłoszenie. Zgłoszę się jako pierwsza. -zerknęła na godzinę i wybrała Twój numer. -Nie odbiera, ale będę próbować do końca.


***


smutno, bo uciekliście, ale wierzę w Wasz powrót.


sobota, 11 marca 2017

11. Tragiczna informacja z centrum stolicy.

Jeden wieczór. Kilkanaście godzin spędzonych w obcym mieście, w urządzonym nowocześnie mieszkaniu zmieniło Twoje spojrzenie na cały świat. To samo otoczenie wczoraj było dla Ciebie szare, złe i rzucone w wir wyścigu szczurów. Dwadzieścia cztery godziny temu zdenerowana byłaś na tramwaj, który zamiast o trzynastej osiem odjechał z przystanku trzy minuty wcześniej. Zły humor powiększył się jeszcze bardziej, kiedy właścicielka sklepu kosmetycznego nie zrealizowała Twojego zamówienia na oliwkowy krem do rąk. Dzisiaj o dziewiątej rano wszystko wróciło na dobre tory. Patrzyłaś na podjeżdzające samochody na parking, na biegających ulicami kurierów i na pacjentów, których rozpoznawałaś z daleka. Stawiając na białej półce kolorowego miśka z przyszytym sercem, przypomniałaś sobie czteroletniego Gracjana. Pomogłaś mu zwalczyć ból i zapewniłaś go, że w jego życiu pojawi się osoba, która usmaży mu takie same naleśniki, jak jego prababcia. O siódmej otworzyłaś niebieskie pudełko i kartkę zapełnioną drobnymi literami. Teraz wiedziałaś, że kobieta w Twoim wieku, która była jego mamą odziedziła talent do gotowania. Danie podawane w kształcie koperty z białym serem, powidłami lub masłem orzechowym naprawiło małe, tęskniące serce i usunęło spływające łzy. Wyjmując z szafki opakowanie z kawą, spojrzałaś w stronę imienniczki, która podczas pierwszej wizyty milczała przez prawie całe sześćdziesiąt minut. Uczesana w długie warkocze, usiadła na kanapie, oddając książkę.

-Przeczytałam, wspaniale mi się czytało, ale nadal nie rozumiem, dlaczego właśnią taką mi dałaś. -wzięła szklankę z zimną wodą.

-Opowiada o tym, że jeżeli mocno się kogoś kocha, to może być on nawet wilkołakiem. -patrzyłaś uważnie na okładkę, przedstawiającą młodą dziewczynę w czerwonej pelerynie. -Może nie mam takiego doświadczenia, jak pozostali psychologowie tutaj, ale potrafię sama dojść do prawdy.

-Tata mnie nie kocha... -schowała twarz w dłonie i widziałaś tylko pierścionki na jej długich palcach, które codziennie grały na pianinie. -Mam prawie szesnaście lat, ale nie mamy takiego kontaktu, jak dawniej. Woli spędzać czas z moim bratem i nie odpowiadać na moje trudne pytania. Chcę, żeby w końcu się mną zainteresował i był dla mnie dalej bohaterem z dzieciństwa, z którym oglądałam codziennie bajki.

-Uwierz mi, on Cię kocha, ale może urosłaś dla niego zbyt szybko. Nie może bawić się z Tobą już zabawkami, ale musi słuchać rozmów o ulubionych aktorach, modzie albo o chłopaku, w którym zakochałaś się tydzień temu.

-Jeszcze dwa lata temu potrafił wybierać ze mną ubrania, słuchać tej samej muzyki i siedzieć do późna w nocy na ławce, i rozmawiać o głupotach. Teraz nawet nie potrafi mnie przytulić. Czuję się, jakbym była jego pasierbicą, a nie biologiczną córką.

-Kiedyś pewna pięcioletnia dziewczynka musiała pogodzić się z wyjazdem taty, najważniejszej osoby w życiu...-zawiesiłaś na chwilę głos i wlałaś wrzątek do wysokiego kubka w zielone grochy. -Miał wrócić za niecały miesiąc, dać w prezencie dużą lalkę w czerwonej sukience i zostać już na zawsze. Od tamtej pory minęło dwadzieścia lat i nie zobaczyła ani ukochanego ojca, ani wymarzonej lalki o jasnych włosach. -uśmiechnęłaś się smutno. -Pomóż tacie, musicie przejść przez to oboje, będę Ci we wszystkim doradzała. Daj mu na początek piętnaście pytań o sobie, zobaczymy czy zda test.

***
Zaintrygowany usiadłeś na niewygodnym krześle, które nienadawało się do wielogodzinnego siedzenia. Nagłe wezwanie do gabinetu prezesa, wywoływało ciarki na ciele. Ostatnie spotkanie odbyło się niecałe trzy tygodnie temu i przez długie siedem dni siedziałeś na ławce rezerwowej, a Twoje miejsce zajmował inny, niedoświadczony zawodnik, który nie wykorzystał żadnej szansy na zmianę wyniku podczas meczu. W upalne popołudnie nie marzyłeś o kolejnej, dołującej informacji. Chciałeś lemoniady prosto z lodówki, cytrynowego, domowego ciasta i innego widoku za oknem. Gdybyś opuścił szatnię jako pierwszy, ale nie od końca, mógłbyś za dwie godziny założyć czarny fartuch, zbierać zamówienia od klientów, podawać gorące kawy lub herbaty i podjadać na zapleczu słodycze upieczone przez babcię. Ze znanego piłkarza i uczestnika Mistrzostw Europy zamieniłbyś się w kelnera, którego imię pamiętałoby tylko kilka osób. W "Pokusie", która kojarzyła Ci się z reklamą serialu "Lucyfer" byłeś zwykłym chłopakiem, który nie musiał rozdawać autografów. Znowu czułeś się, jak nastolatek z Sieradza. Byłeś obcy i w całości Ci to odpowiadało. Ze wszystkich rozmyśleń wyrwały Cię skrzypiące drzwi i znak od fizjoterapeuty, który zaprosił Cię do środka. Oprócz Waszej dwójki, na kanapie siedział trener, a parę wodną wydobywajacą się z czajnika elektrycznego podziwiał Dubiel i wskazał na wielką kopertę.

-Jesteśmy dumni, że taki klub zauważył naszego zawodnika, ale chcą nam jednocześnie zabrać najlepszego piłkarza. -mężczyzna, do którego należało to miejsce, opadł szybko na kręcony fotel. -Przemyśl na spokojnie  tę propozycję, Mariusz. Przy okazji to wielkie gratulacje od Nas.

-Przywiązałem się do całego sztabu szkoleniowego, a przede wszystkim do ukochanej pani Reni. -zacząłeś z dumą czytać każde zdanie. -Czy to nie mogła być propozycja z Warszawy albo z Poznania?

-Zawsze możesz zostać tutaj.  Widzę, że zależy Ci na pozostaniu w ojczyźnie, Stępel. -uśmiechnął się przyjaźnie trener. -Ruch bez Ciebie nie da sobie rady i znajdziemy się na samym końcu tabeli Ekstraklasy. -dodał fizjoterapeuta, który ostatnio pomógł Ci się pozbyć bólu z prawej kostki.

-Być może chcę zostać poliglotą. -zaśmiałeś się. -Panowie, muszę się z tym przespać. Do poniedziałku.

Całą sobotę i niedzielę pragnąłeś spędzić w małej kawiarni, gdzie klienci mieli do swojej dyspozycji parter, piętro, a także kilka stolików, znajdujących się z tyłu budynku. Miejsca na dworzu były zawsze zajęte, ponieważ każdy mógł uwolnić się od zgiełku i poczuć się, jakby wyjechał nagle ze stolicy, niewidocznym pociągiem. Wkładając kopertę na tylne siedzenie, ostatni raz zerknąłeś na nazwę klubu. W głowie odbijało Ci się męczące echo, które od kilku minut, powtarzało wiecznie tylko jedno. FC Nantes. Oparty o gorącą maskę samochodu, wsunąłeś na nos czarne jokery, które chroniły Twoje oczy od promieni słonecznych. Wbijając wzrok w białe Adidasy, w głowie pojawiło się jedno, dręczące pytanie. Czy klub we Francji byłby dobrym wyborem? Byłeś pewny, że Twoja kariera ruszy z miejsca tak szybko, jak pendolino. Jednak czy odnalazłbyś się pośród obcych ludzi, z nieperfekcyjnym językiem? Musiałeś skorzystać z pomocy jedynego, znanego psychologa. Miałeś pewność, że Karolina będzie lepszym wyborem, niż samodzielne zapisywanie na kartce wszystkich plusów i minusów. Wsiadając do rozgrzanego wnętrza samochodu, załączyłeś klimatyzację i wiedziałeś jedynie, że za pięć kilometrów musisz złożyć wizytę na stacji benzynowej.



***
Według zegarka na lewym nadgarsku do zamknięcia miejsca, w którym zamawiałaś świeży, grejpfrutowy sok zostało jedynie siedem minut. Pobiegłaś szybko na drugą stronę ulicy i nie przejmując się rozwiązanymi sznurówkami o różnych kolorach, otworzyłaś drzwi, słysząc przyjemny dźwięk dzwoneczków. Zajęłaś miejsce przy lśniącym blacie, wybrałaś różową słomkę i spojrzałaś na klosz zapełniony muffinami. Wszystko tutaj różniło się od warszawskiego szumu. Było cicho. Wyłączałaś się z życia. Patrzyłaś na półkę książek, a świecący się słonik z podniesioną trąbą dawał Ci za każdym razem dawkę szczęścia. Z zapełnioną tacą na sali pojawił się kelner. Chłopak, który był wnukiem starszej pani i urodził się w tym samym roku, co Ty. Pomachałaś mu na przywitanie, ale po chwili zobaczyłaś Mańka, który w oddali wycierał szklanki.

-Stępiński, wyrzucili Cię z Ruchu, czy sam się zwolniłeś?!

-Chciałem przez chwilę zostać kelnerem i dostać wysokie napiwki od pięknych kobiet. -stanął naprzeciwko Ciebie, podając Ci sok. -Witam naszą, stałą klientkę, o której babcia mówiła przez całą godzinę.

-To ja musiałam specjalnie jechać do Juraty, żeby Cię poznać? Przez cały rok tutaj przychodzę i ani razu nie widziałam innego mężczyzny, oprócz Krzysztofa.

-Wieczorami to ja zawsze wracałem do Chorzowa. -usłyszeliście trzask wyjściowych drzwi. -Dobrze, że jesteś. Pomożesz mi to wszystko posprzątać, bo braciszkowi śpieszyło się na randkę.

***

Bieganie z mopem pomiędzy stolikami to była ostatnia czynność do wykonania. Opierając się o blat, spojrzałeś w ten sam punkt, co blondynka. Przyznała Ci się, że lubi posłuchać tutaj wiadomości i popatrzeć na zwykłą ścianę, utworzoną z czerwonych cegeł. Godziny w tym miejscu uspajały bardziej niż cała, szklana butelka melisy, którą ostatnio kupiłeś sąsiadce w pobliskiej aptece. Odwracając się do niej, patrzyłeś na jej ciało, które było najlepszą ozdobą lśniącego blatu. Od pół godziny leżała, chwaliła smak czekoladych muffin z waniliowym kremem i wypiła więcej soków, niż Ty po dzisiejszym treningu. Ciągnąc ją za rękę, zsunąłeś z jej puszystych włosów czerwoną klamrę i poczułeś jej nogi, którymi oplotła Twoje biodra. Może matka wiecznie powtarzała, że nie powinieneś interesować się starszymi kobietami, nie wpuszczać ich do swojego życia, ale w tym przypadku nie brałeś sobie tego do serca i przy dwudziestopięcioletniej córce Katarzyny Nawałki, mógłbyś uklęknąć na kolana i zamiast pierścionka, dać jej kapsel Tymbarka z jednym, najważniejszym pytaniem. Całując ją po chłodnej szyi i zapamiętując zapach perfum, usłyszałeś informację z ostatniej chwili.

-W jednym z warszawskich apartamentowców zostało znalezione ciało dwudziestodwuletniego Macieja A, syna znanej psycholog i kierowcy rajdowego. -jak na zawołanie kobieta odsunęła się od Ciebie, dłonie trzęsły się jak u alkoholika i zeskoczyła z blatu, szukając pilota. -Młody chłopak, dobrze zapowiadający się trener dziecięcej, warszawskiej drużyny, został zamordowany. Dochodzenie w sprawie trwa.
***
Nadchodzi wiosna, wraca Maniek.
Zapraszam serdecznie do komentowania!
 

niedziela, 29 stycznia 2017

10. Uratował Cię anioł na pozycji napastnika.

Zsuwając z głowy śliwkowy kaptur, czułaś się przygnębiona, okradziona ze wszystkich uczuć i gościła w Tobie chęć gorzkiej zemsty. Z obolałego serca, które przebywało w trakcie leczenia, zerwano plaster, pozostawiając narząd z jeszcze większym bólem. Wzdychając ciężko, uchyliłaś drzwi, przepuszczając w nich pacjenta w dżinsowej bluzie, nad którego tożsamością rozmyślałaś od długich siedmiu dni i nocy. Nie zapalając światła, usiadłaś w zupełnym mroku na parapecie, wkładając do ust skuwkę od firmowego długopisu. Niewielka część świata, w którym byłaś z nim nieszczęśliwa, przestała istnieć, ale zupełnie niespodziewanie zostałaś wciągnięta do chwil z przeszłości. Znowu byłaś odrzucona i wykorzystana; ponownie chciało Ci się wylewać hektolitry łez w poduszkę i wymuszać uśmiech na swojej twarzy.

-W całej Warszawie nie było już innych psychologów? Jeżeli myślisz, że poświęcę Ci aż godzinę, to się grubo mylisz, Adamiak.

-Nasz związek nie miał sensu; niedługo skończysz dwadzieścia sześć lat i marzysz o zupełnie innej przyszłości. Jestem tutaj w zupełnej innej sprawie, chcę oddać Ci cały dług. -położył na biurko gruby plik banknotów. -Chciałbym, żebyś przechowała u siebie jeszcze to. -wyjął z kieszeni czarnych, lśniących spodni urządzenie przenośne, które zawierało pamięć nieulotną.

-Nie sądzisz, że wymagasz ode mnie zbyt wiele? Nie chcę tych pieniędzy i Ci nie pomogę. -spojrzałaś w jego rozszerzone źrenice. -Nie chcę mieć do czynienia z narkomanem.

-Błagam Cię, Karolina. Nie chcę w ten sposób kończyć swojego życia.

-Pomyliłeś adresy, wynoś się z mojego gabinetu! Przez ostatni rok byłam w Twoim piekle; kłamałeś, potrafiłeś znikać na długie tygodnie i wymyślałeś bezsensowne bajki. -rzuciłaś pieniądze w jego stronę. -Nie będę kolejny raz marionetkę. Chcę zapomnieć o Tobie raz na zawsze, życie mi rozwaliłeś i nie licz na szacunek z mojej strony. -zatrzasnęłaś mu drzwi przed nosem, odnosząc sukces własnego życiorysu.

Od maja zmieniałaś się; przyjaźń z Mariuszem pomogła Ci otrząsnąć się z kurzu zranionej miłości i smutku. Gdybyś nie obudziła się z amoku, nie znalazłabyś pośród ulubionych swetrów kilku opakowań z białym proszkiem, wyszłabyś za mąż za nieodpowiedniego człowieka. Mężczyzna, którego nazwisko miałaś przyjąć w pierwszym miesiącu wakacji nadchodzącego roku nie zasługiwał na zaufanie. Gdyby nie wyjazd do Juraty, byłabyś jak dziewczynka szukająca wyjścia z labiryntu. Brunet z czarującym spojrzeniem, który mógł mieć kobietę z każdej części świata, podał pomocną dłoń, pozwalając Ci wynurzyć się spod zimnej i zanieczyszczonej wody. Młody napastnik był Twoim osobistym kołem ratunkowym.


***

Opierając policzek na otwartej dłoni, zmęczony usiadłeś przy stole, przeglądając zaległe listy. Wypisując na kartce wszystkie sumy, zacząłeś wykonywać przelewy. Nie mogłeś pozwolić sobie na brak światła albo wody. Akceptując ostatnią zapłatę, spojrzałeś na kęs kanapki z żółtym serem i rzodkiewką. Jeszcze trzy lata temu mogłeś liczyć na kolację zrobione przez mamę, całą księgowością zajmował się tata i nie dostrzegałeś, że niektóre proste czynności pod koniec dnia mogą być tymi najtrudniejszymi. Zasłaniając okno balkonowe oliwkową roletą, usiadłeś na blacie, uświadamiając sobie, że życie obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni w zbyt szybkim tempie. Kilkanaście miesięcy temu byłeś niedojrzałym nastolatek, a teraz problemy rzucały się tylko na Twoje ramiona, które przestawały być silne pod ich ciężarem. Przeczesując dłonie mokre włosy, usłyszałeś hałas na balkonie i wizja kontaktu z włamywaczem była w Twoim umyśle zamazana.

-Maniek, wymień te zamki, bo znajdujesz się w niebezpieczeństwie. -blondynka uchyliła drzwi, chowając wsuwkę. -Przepraszam, że Cię wystraszyłam, ale potrzebowałam nutki adrenaliny. Dobrze, że mieszkasz na parterze. -położyła kask na blacie, całując dwa razy Twój policzek.

-Pani psycholog chciała się zabić? Widzę, że kochasz ryzyko. -musnąłeś wargami jej czoło, przytulając ją do siebie.

-Zostań moim prywatnym terapeutą. -wyszeptała, układając usta na Twoim obojczyku.


***

Spoglądając w pustą butelkę po schłodzonym, różowym szampanie, założyłaś dłonie na piersiach, przyglądając się uważnie wnętrzu.  Mieszkanie utrzymane w kolorystyce bieli trafiło w Twój gust, obecność Stępińskiego tuż obok, pozwalała powoli zapominać o tym, co spotkało Cię w gabinecie psychologicznym, który od początku miał być Twoim bezpiecznym miejscem, odcinającym Cię od szarych strumieni codziennego życia. Nie chciałaś powrotu do stolicy; wystraszona zachowaniem Maćka, uspokoiłaś się na widok zielonego znaku z nazwą miasta położonego w województwie śląskim. Nucąc pod nosem słowa polskiej piosenki, właściciel mieszkania poklepał swoje kolana, chwytając Twoje łydki, ułożył je wygodnie na swoich udach. Posyłając w jego stronę delikatny uśmiech, położyłaś się wygodnie, czując jego chłodne dłonie na obolałych stopach. Relaks, który zapewniła gorąca woda z dużą ilością piany w jego wannie się nie zakończył. Układając głowę na twardej, zielonej poduszce, mruknęłaś cicho i na widok łobuzerskiego błysku w błękitnych tęczówkach, głośno się roześmiałaś, odsuwając się od niego na kilka centymetrów.

-Będę twoim terapeutą, masażystą i barmanem, serwującym szampana. -nachylił się lekko w Twoją stronę, wyciągając zza kanapy kolejną butelkę alkoholu. -Gramy w ukrytą prawdę?

-Może chociaż teraz wygram i nie wspominaj o wyniku z Fify, bo mogę Cię nawet udusić.

-Nic nie pamiętam. -podniósł wysoko ręce. -Jestem uczulony na paprykę, odebrali mi prawo jazdy na trzy miesiące i nie lubię owocowej herbaty.

-Jesteś uczulony na paprykę, podczas pobytu w Juracie, słyszałam Twoją rozmowę z kelnerem. -sięgnęłaś miskę z malinami. -Nie lubię nosić szpilek, przez cztery lata mieszkałam w Bonn i kilka miesięcy temu złamałam prawą nogą.

-Jest wielkie prawdopodobieństwo, że spędziłaś kilka lat w Niemczech, szpilki odpadają. -skupił wzrok na Twojej nodze ze szwami na kolanie. -Kolano tylko Ci szwankuje. -wskazał. -W ciągu godziny wstawiłem dwadzieścia zdjęć na Instagrama ale zostały one usunięte, mam brata z tego samego roku, co ty i uwielbiam czytać romanse.

-Kłamstwo jest związane z Instagramem. -pokręcił przecząco głową, a Ty spojrzałaś na niego ze złością. -Jako nastolatka pracowałam w barze, miałam kiedyś rude włosy i mam dwójkę chrześniaków, a jeden z nich ma na imię Mariusz.

-Ruda tańczy, jak szalona..-zanucił. -Sprzeciw, Wysoki Sądzie. -rzuciłaś w niego poduszką. -Koniec gry, wygrałem!

-Już nigdy w życiu nie namówisz mnie do żadnej zabawy, Stępiński. -złapał Twoją dłoń. -Dusza romantyka się w Tobie obudziła?

-Nie chcę dłużej być tylko Twoim przyjacielem. Gdybyś wcześniej zauważyła, namieszałaś w moim sercu już w maju. -ogrzał Twoją szyję oddechem. -Zapomnij, że jestem cztery lata młodszy, może być naprawdę fajnie. -poruszył zabawnie brwiami, wywołując u Ciebie napad śmiechu.

***
 
 
Pozostawiam bez komentarza; opinie należą do Was.
Może jest już coraz bliżej końca.