-W całej Warszawie nie było już innych psychologów? Jeżeli myślisz, że poświęcę Ci aż godzinę, to się grubo mylisz, Adamiak.
-Nasz związek nie miał sensu; niedługo skończysz dwadzieścia sześć lat i marzysz o zupełnie innej przyszłości. Jestem tutaj w zupełnej innej sprawie, chcę oddać Ci cały dług. -położył na biurko gruby plik banknotów. -Chciałbym, żebyś przechowała u siebie jeszcze to. -wyjął z kieszeni czarnych, lśniących spodni urządzenie przenośne, które zawierało pamięć nieulotną.
-Nie sądzisz, że wymagasz ode mnie zbyt wiele? Nie chcę tych pieniędzy i Ci nie pomogę. -spojrzałaś w jego rozszerzone źrenice. -Nie chcę mieć do czynienia z narkomanem.
-Błagam Cię, Karolina. Nie chcę w ten sposób kończyć swojego życia.
-Pomyliłeś adresy, wynoś się z mojego gabinetu! Przez ostatni rok byłam w Twoim piekle; kłamałeś, potrafiłeś znikać na długie tygodnie i wymyślałeś bezsensowne bajki. -rzuciłaś pieniądze w jego stronę. -Nie będę kolejny raz marionetkę. Chcę zapomnieć o Tobie raz na zawsze, życie mi rozwaliłeś i nie licz na szacunek z mojej strony. -zatrzasnęłaś mu drzwi przed nosem, odnosząc sukces własnego życiorysu.
Od maja zmieniałaś się; przyjaźń z Mariuszem pomogła Ci otrząsnąć się z kurzu zranionej miłości i smutku. Gdybyś nie obudziła się z amoku, nie znalazłabyś pośród ulubionych swetrów kilku opakowań z białym proszkiem, wyszłabyś za mąż za nieodpowiedniego człowieka. Mężczyzna, którego nazwisko miałaś przyjąć w pierwszym miesiącu wakacji nadchodzącego roku nie zasługiwał na zaufanie. Gdyby nie wyjazd do Juraty, byłabyś jak dziewczynka szukająca wyjścia z labiryntu. Brunet z czarującym spojrzeniem, który mógł mieć kobietę z każdej części świata, podał pomocną dłoń, pozwalając Ci wynurzyć się spod zimnej i zanieczyszczonej wody. Młody napastnik był Twoim osobistym kołem ratunkowym.
***
Opierając policzek na otwartej dłoni, zmęczony usiadłeś przy stole, przeglądając zaległe listy. Wypisując na kartce wszystkie sumy, zacząłeś wykonywać przelewy. Nie mogłeś pozwolić sobie na brak światła albo wody. Akceptując ostatnią zapłatę, spojrzałeś na kęs kanapki z żółtym serem i rzodkiewką. Jeszcze trzy lata temu mogłeś liczyć na kolację zrobione przez mamę, całą księgowością zajmował się tata i nie dostrzegałeś, że niektóre proste czynności pod koniec dnia mogą być tymi najtrudniejszymi. Zasłaniając okno balkonowe oliwkową roletą, usiadłeś na blacie, uświadamiając sobie, że życie obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni w zbyt szybkim tempie. Kilkanaście miesięcy temu byłeś niedojrzałym nastolatek, a teraz problemy rzucały się tylko na Twoje ramiona, które przestawały być silne pod ich ciężarem. Przeczesując dłonie mokre włosy, usłyszałeś hałas na balkonie i wizja kontaktu z włamywaczem była w Twoim umyśle zamazana.
-Maniek, wymień te zamki, bo znajdujesz się w niebezpieczeństwie. -blondynka uchyliła drzwi, chowając wsuwkę. -Przepraszam, że Cię wystraszyłam, ale potrzebowałam nutki adrenaliny. Dobrze, że mieszkasz na parterze. -położyła kask na blacie, całując dwa razy Twój policzek.
-Pani psycholog chciała się zabić? Widzę, że kochasz ryzyko. -musnąłeś wargami jej czoło, przytulając ją do siebie.
-Zostań moim prywatnym terapeutą. -wyszeptała, układając usta na Twoim obojczyku.
***
Spoglądając w pustą butelkę po schłodzonym, różowym szampanie, założyłaś dłonie na piersiach, przyglądając się uważnie wnętrzu. Mieszkanie utrzymane w kolorystyce bieli trafiło w Twój gust, obecność Stępińskiego tuż obok, pozwalała powoli zapominać o tym, co spotkało Cię w gabinecie psychologicznym, który od początku miał być Twoim bezpiecznym miejscem, odcinającym Cię od szarych strumieni codziennego życia. Nie chciałaś powrotu do stolicy; wystraszona zachowaniem Maćka, uspokoiłaś się na widok zielonego znaku z nazwą miasta położonego w województwie śląskim. Nucąc pod nosem słowa polskiej piosenki, właściciel mieszkania poklepał swoje kolana, chwytając Twoje łydki, ułożył je wygodnie na swoich udach. Posyłając w jego stronę delikatny uśmiech, położyłaś się wygodnie, czując jego chłodne dłonie na obolałych stopach. Relaks, który zapewniła gorąca woda z dużą ilością piany w jego wannie się nie zakończył. Układając głowę na twardej, zielonej poduszce, mruknęłaś cicho i na widok łobuzerskiego błysku w błękitnych tęczówkach, głośno się roześmiałaś, odsuwając się od niego na kilka centymetrów.
-Będę twoim terapeutą, masażystą i barmanem, serwującym szampana. -nachylił się lekko w Twoją stronę, wyciągając zza kanapy kolejną butelkę alkoholu. -Gramy w ukrytą prawdę?
-Może chociaż teraz wygram i nie wspominaj o wyniku z Fify, bo mogę Cię nawet udusić.
-Nic nie pamiętam. -podniósł wysoko ręce. -Jestem uczulony na paprykę, odebrali mi prawo jazdy na trzy miesiące i nie lubię owocowej herbaty.
-Jesteś uczulony na paprykę, podczas pobytu w Juracie, słyszałam Twoją rozmowę z kelnerem. -sięgnęłaś miskę z malinami. -Nie lubię nosić szpilek, przez cztery lata mieszkałam w Bonn i kilka miesięcy temu złamałam prawą nogą.
-Jest wielkie prawdopodobieństwo, że spędziłaś kilka lat w Niemczech, szpilki odpadają. -skupił wzrok na Twojej nodze ze szwami na kolanie. -Kolano tylko Ci szwankuje. -wskazał. -W ciągu godziny wstawiłem dwadzieścia zdjęć na Instagrama ale zostały one usunięte, mam brata z tego samego roku, co ty i uwielbiam czytać romanse.
-Kłamstwo jest związane z Instagramem. -pokręcił przecząco głową, a Ty spojrzałaś na niego ze złością. -Jako nastolatka pracowałam w barze, miałam kiedyś rude włosy i mam dwójkę chrześniaków, a jeden z nich ma na imię Mariusz.
-Ruda tańczy, jak szalona..-zanucił. -Sprzeciw, Wysoki Sądzie. -rzuciłaś w niego poduszką. -Koniec gry, wygrałem!
-Już nigdy w życiu nie namówisz mnie do żadnej zabawy, Stępiński. -złapał Twoją dłoń. -Dusza romantyka się w Tobie obudziła?
-Nie chcę dłużej być tylko Twoim przyjacielem. Gdybyś wcześniej zauważyła, namieszałaś w moim sercu już w maju. -ogrzał Twoją szyję oddechem. -Zapomnij, że jestem cztery lata młodszy, może być naprawdę fajnie. -poruszył zabawnie brwiami, wywołując u Ciebie napad śmiechu.
***
Pozostawiam bez komentarza; opinie należą do Was.
Może jest już coraz bliżej końca.